Mucharyniec
i Nadbużańskie Polesie

woj.lubelskie 





opiekun: Paweł Jowik



pogranicze, wylewy, zatopiona cerkiew, kopuła źródliskowa, olędrzy, św. Onufry
















Nadbużańskie Polesie w przygranicznej gminie Sławatycze prawosławnym śpiewem opowiada historie rytmów rzeki i przepływów,
sakralnych tajemnic i objawień, lokalnych wierzeń, ale też zanikających mokradeł i nieustającego osuszania. Historia przypływów i odpływów przeplata się z historiami migracji, osiedleń, zachowanych w pejzażu łąk zalewowych na których, w razie wylewajacych wód pobliskiego Bugu, pojawiają się łodzie z pobliskich olenderskich chat.
 





Spis treści:






Paweł zgłosił się do projektu z małym, ale owianym licznymi tajemnicami i opowieściami bagnem o nazwie Muszaryniec, położonym w jego rodzimej wsi. Okazało się jednak, że samo torfowisko to zaledwie mała część niezwykle złożonego, obfitującego w skomplikowane przepływy, rytmy, historie i pieśni bogatego systemu pogranicza społeczno-przyrodniczo-magicznego.

O samym Muszaryńcu Paweł pisze tak:

Muszaryniec - niewielkie mokradło w niedużym kompleksie leśnym, pośród pól i łąk środkowo-wschodniej Polski. Gdzieś, gdzie przebiega szereg granic i sąsiedztw. Południowe Podlasie sąsiaduje tu z Polesiem, Polska z Białorusią, cerkwie z kościołami, zwykła codzienność z tajemnicami.

Tak jest i z Muszaryńcem, który ma drugą, swojską nazwę przekształconą przez miejscowych na Mucharyniec. Schował się ów Mucharyniec pośród leśnej gęstwiny i przez lata zmieniał swe kształty oraz rozmiary w opowieściach i legendach okolicznych mieszkańców. Także skrywał różne tajemnice, bo jak każde miejsce bagienne wzbudzał i nadal wzbudza ciekawość, a czasami też lęk. Dziś, gdy mamy dostęp do map i zdjęć satelitarnych wiemy, że kształt i rozmiar tego uroczyska są stałe, ale legendy o tajemnicach pozostają nadal żywe i jak to legendy trudno je weryfikować, a może wcale nie potrzeba...

Jak wygląda to miejsce? Z powietrza prezentuje się jak wyspa w lesie, niczym atol na oceanie. Tyle, że przeciwnie do atolu, jest otoczony pierścieniem wody, a resztę powierzchni wokół i wewnątrz stanowi ocean lasu. No, może bardziej jezioro, bo ten kompleks leśny powierzchnią oceanowi nie dorównuje. Do uroczyska nie prowadzi bezpośrednio żadna wytyczona w tym celu droga. Wokół plączą się pośród sosen i jeżyn ścieżki leśne, z których wiele wytyczonych jest przez dziką zwierzynę. Stąd pewnie wzięły się opowieści o tym, że złe moce plączą drogi śmiałkom, którzy chcieliby to miejsce odwiedzić.

A po cóż te złe moce miałyby drogi plątać? Może dlatego, żeby zatrzeć wszelki ślad po kaplicy na środku Muszaryńca, którą kiedyś, dawno, dawno temu pochłonęło bagno razem z modlącymi się wiernymi... A może złe moce chcą ukryć miejsce po kamieniu, który leżał nad brzegiem owej fosy otaczającej bagno, a na którym młodzieńcy wypasający niegdyś w lesie krowy widzieli odciski stóp Matki Boskiej? Kamień znajduje się dziś przy kościele w miejscowości Krzywowólka. Ślady stóp pasujące do świętej niewiasty trudno, mimo chęci, na nim odnaleźć, kaplica na torfowisku zbudowana raczej być nie mogła, ale moc legendy i opowieści pozostała.

Wielką mocą Muszaryńca jest to, że odczarowuje trochę bagna. Pokazuje, że mimo tajemniczości i nawet grozy jaką mokradła w ludziach wzbudzają, to jest miejscem pięknym i ciekawym. Do tego jest tam połączenie dobra ze złem w ich odwiecznej walce. Złe moce nie dopuszczają łatwo nikogo w to miejsce, a dobre powodują za to, że śmiałkowie, którzy tam dotrą mogą spotkać łosie i jelenie z młodymi, kąpiące się i ocierające o drzewa dziki. W latach bardziej mokrych niż ostatnie nawet żurawie wyprowadzały tam lęgi, bo było bezpiecznie i nikt ich nie niepokoił.









Paweł Jowik
Mieszkaniec Krzywowólki, inżynier, który jak sam mówi, najpierw został pielęgniarką ludzi, a potem pielęgniarką drzew – ostatnio coraz więcej czasu poświęca tym drugim, dokształcając w dziedzinie arborystyki. Potrafi obsługiwać zarówno spawarkę, strzykawkę, jak i siewnik. Coraz bardziej czuje się rolnikiem, chociaż zupełnie nie konwencjonalnym – rozwija i eksperymentuje z metodami regeneratywnymi. Lokalny patriota, który po kilkunastu latach spędzonych w mieście wrócił w rodzinne strony, gdzie angażuje się w działania przyrodnicze i dba o lokalną pamięć.
















Mucharyniec, jako mała wciąż częściowo nawodniona wyspa pośród okolicznych pól uprawnych, pozostałość dawnych, wszechobecnych w krajobrazie mokradeł, przypomina nam jak kiedyś wyglądały nadbużańskie tereny, a właściwie całe Polesie, które nazywane było przecież przez stulecia krainą bagien.


Więcej o historii środowiskowej, osuszaniu Polesia i wielkich planach melioracyjnych przeczytać można m.in. dzięki badaniom prof. Sławomira Łotysza, np. tutaj: https://polesie2rp.wordpress.com/projekt/ lub w książce Pińskie błota. Natura, wiedza i polityka na polskim Polesiu do 1945 roku. (http://pinskieblota.lotysz.webd.pl/).


Mimo wielkich projektów modernizacyjnych, oznaczających tutaj masowe osuszanie i melioracje, które bezpowrotnie przekształciły poleską krainę, podążając ścieżkami wśród maleńkich wiosek położonych nad samym Bugiem, wciąż można doświadczyć niezwykłego rzecznego, poolęderskiego świata kilku wsi i rozlewisk, którego codzienność podyktowana jest rytmem wylewów.


Po sprowadzonych tutaj w XVI/XVII wieku osadnikach ostał się specyficzny typ architektury, z domami budowanymi na wzniesieniach – terpach, ale też cała kultura ‘życia z rzeką’, poznawania jej i oswajania. Miejscowości nadbużańskie wydają się z jednej strony ustanawiające swój własny czas i rytm życia wyjęty poza nowoczesność - kiedy przychodzi wiosenna powódź zdarza się, że przez kilka tygodni drogi są zalane, a zwyczajnym środkiem transportu stają się łodzie, które większość osób ma jeszcze w swoich stodołach - z drugiej strony wrażenie dynamizmu, ciągłej zmiany, oczekiwania na to, co przyniesie przepływ i nakładających się zróżnicowanych rytmów złożonej rzeczywistości, mąci poczucie spokoju i sielanki. Mieszają się tutaj wspomnienia i obawy związane z wysiedleniami i zmianami granic państw, różne wyznania i związane z nimi kulty, z opowieściami o tym, co przyniosła rzeka, przypływających ‘obcych’ z dalekich stron czy nadzieją na powtórzenia cudów. W opowieściach autochtonów wciąż żywe są np. niesamowite odnowienia świętych obrazów czy legenda o obrazie w Hannie wyłowionym z Buga przez flisaków, ale też pamięć o śmiertelnych wypadkach w rzece. Woda wydaje się mieć bardzo duże znaczenie w lokalnym życiu, a jednocześnie jej obecność jest czymś oczywistym i niepodważalnym. Rozmawiając z miejscowymi o wylewach i powodziach bardzo często można usłyszeć, że to normalne, zawsze tak było i że są do tego przyzwyczajeni, ale też przede wszystkim, że wiedzą jak żyć w zgodzie z tym, co przyniesie wodny rytm. Fascynujące są opowieści o praktykach umożliwiających codzienne życie w warunkach, które z zewnątrz można by uznać za kryzysowe - uważność na sygnały przyrody, po których poznać można, że ‘woda idzie’, rozlegający się wtedy we wsi stukot narzędzi w gospodarstwach, gdzie podnosi się obory, żeby uniknąć zalania zwierząt, wszechobecne poczucie oczekiwania, niepokoju, czasem połączonego z pewną ekscytacją. Ostatnia większa powódź miała miejsce już prawie 10 lat temu, a większe wylewy są coraz rzadsze - częściowo na pewno ułatwia to życie, ale usłyszeć można czasem też pewną tęsknotę za dawnymi czasami, kiedy więcej było życia w bezpośredniej bliskości z wodą; nie bez przyczyny pobrzmiewa też obawa o suszę. Co ciekawe, mimo wszelkich trudności, które powoduje rozlewająca się woda, próżno tu szukać nienawiści do niej i uporczywej chęci jej okiełznania, a raczej wyczuwa się pewien szacunek, fascynację i swego rodzaju familiarną relację - pełną tarć, koniecznych adaptacji i ciągłych negocjacji, ale jednocześnie wyjątkową i karmiącą. Odzwierciedlenie tej relacji jest zauważalne m.in. w pieśniach, zaskakująco bogatych lokalnych archiwach wizualnych i lokalnym języku. Mieszkańcy nadbużańskich terenów do opisu fragmentów rzeki, łąk, rozlewisk i innych elementów krajobrazu używają specyficznych nazw: przerwaniec, getto, studnie itd. (patrz: mapa). Bardzo często te lokalne nazwy własne używane są tylko w bezpośrednim sąsiedztwie danych miejsc, a w drugiej części wsi lub innej miejscowości mogą być nawet nieznane. 



Magdalena Siemaszko, 2023



Życie rytmem wylewów






















Rzeka Bug w pieśni

Nadbużańskie pieśni odkryła przed nami pani Karolina Demianiuk, śpiewaczka ze wsi Dołhobrody, która swoją niezwykłą pamięcią dotyczącą muzyki tradycyjnej a także zwyczajów, historii i kultury Polesia dzieli się z młodszymi pokoleniami poprzez uczenie śpiewu oraz liczne współprace z osobami dokumentującymi tradycje regionu. Śpiewa w języku polskim oraz ‘po naszomu’ – w gwarze pogranicza.








fragmenty rozmów z panią Karoliną:



















Wspomnienia














Tadeusz Zieniewicz – mieszkaniec wsi Krzywowólka, który wspomnienia przechowuje w ramach tworzonego od kilkudziesięciu lat domowego archiwum wideo. Z nami podzielił się opowieściami podczas długich posiedzin w jego rodzinnym ogrodzie.









Oddolne Archiwum


Pan Sławomir Pruniewicz od wielu lat kolekcjonuje, archiwizuje i publikuje fotografie pochodzące z domowych kolekcji mieszkanców gminy Sławatycze, wykonując przy tym ogromną pracę, rozpytując i dochodząc do tego kogo? gdzie? kiedy? jak? przedstawiają zgromadzone zdjecia. Możemy z nich dowiedziec sie wiele o codziennej rzeczywistości życia z rzeką – o spławianiu nią drewna, o spędzaniu nad nią czasu, o radzeniu sobie podczas sezonowych powodzi.




1,2


1. Relaks nad Sołodownią
2. Rodzina Kozickich i Sławińskich nad Sołodownią – koniec lat 50-tych



3.


4,5

        

3. Sławatycze nad Bugiem, 10 maja 1917
4. Janina i Stanislaw Jaroccy – powodz w Mościcach Dolnych, lata 70.
5. Rybacy z Mościc Dolnych




6.



7.



8,9



10,11


12, 13



6.  Binduga w Kuzawce – skład drewna wysyłanego drogą wodną do Gdańska, lata 30-te.
7. Mościce Dolne, powódz, lata 60.
8. Mościce Dolne, powódz, lata 70-te.
9. Mieczysława Pruniewicz z koleżankami nad Bugiem
10. Janina Radkiewicz (z domu Jarmoszewicz) nad Bugiem, lata II wojny światowej.
11. Mościce Dolne, powódz, lata 70-te.

12. i 13. Kazimierz Chomiczewski, Tadeusz Kozicki, Tadeusz Chomiczewski nad Sołodownią, lata 50.











Granice i zasieki










Ostatni rok to duża zmiana w życiu nadbużańskich terenów – granica uzyskująca nowy wymiar i bezpośrednio wpływająca na codzienne życie materializacja polityki antymigracyjnej.


Bug od wieków jest rzeką graniczną –wyznaczał granice państwowe, wojewódzkie, etniczne, kulturowe, w 2004 roku stał się także wschodnią granicą UE. Dla lokalnej ludności Bug to jednak nie tylko granica – rzeka w dużym stopniu bardziej łączyła, niż dzieliła, m.in. dzięki tradycjom flisackim i promowym, wykorzystywaniu jej jako tranzytu, a także międzynarodowej współpracy na lokalnym poziomie. Białoruskie czerwono-zielone słupki graniczne są dobrze widoczne na drugim brzegu rzeki i przypominają o bezpośrednim sąsiedztwie tego kraju.


Obecnie teren przygraniczny uległ intensywnej militaryzacji w związku z sytuacją migracyjną na polskim odcinku granicy Białorusi z Unią Europejską. Przez wiele miesięcy granica na Bugu była intensywnie monitorowana i patrolowana, wzdłuż jej brzegów rozciągnięto zasieki z concertiny i drutu ostrzowego, zostały założone tymczasowe posterunki wojskowe, a jej obszar został włączony w strefę stanu wyjątkowego. Wszedł w życie zakaz poruszania się i przebywania w odległości kilkuset metrów od biegnącej środkiem rzeki granicy, który dotyczył zarówno turystów, jak i miejscowych niemieszkających bezpośrednio w strefie, a cały teren był patrolowany przez wojsko, policję i Straż Graniczną. Pojawiający się sporadycznie na tych terenach uchodźcy i migranci przybywający od strony Białorusi byli wyłapywani przez Straż Graniczną i często poddawani nielegalnym push-backom, czyli siłowemu zawróceniu do granicy białoruskiej. Mieszkańcy byli jednocześnie zniechęcani przez władze i służby mundurowe do pomocy uchodźcom. Sytuacja na badanym przez nas terenie nie była naznaczona aż taką intensywnością wydarzeń, ani nie była tak powszechnie kojarzona z kryzysem, jak w innych przygranicznych rejonach np. na Podlasiu. Prawdopodobnie miał na to wpływ fakt, że rzeka stanowi naturalną, trudną do przebycia przeszkodę na migranckim szlaku pieszym, była więc mniej intensywnie wykorzystywana jako miejsce przekroczenia granicy. Mimo tego tereny nadbużańskie były obszarem ścisłej kontroli przez wiele miesięcy w 2021 i 2022 roku. Wpłynęło to znacząco na sposób i intensywność korzystania z rzeki przez mieszkańców i turystów, m.in. w sezonie letnim zawieszone były bardzo popularne rejsy i spływy kajakowe. Rzeka znów silniej zaistniała w lokalnej świadomości jako granica, coś co raczej dzieli, niż łączy. 










Mimo zdjęcia ‘strefy stanu wyjątkowego’ militaryzacja strefy nadbużańskiej wciąż trwa, i obok wymiaru symbolicznego i bezpośredniego wpływu na życie ludzi oznacza też dużą ingerencję w przyrodę. Planowane zdjęcie zasieków z concertiny w rzeczywistości nie objęło większości terenów nadrzecznych, a na tych niewielkich obszarach, z których drut jest zdjęty, wciąż można znaleźć jego elementy pozostawione wśród roślinności. Takie zasieki to śmiertelna pułapka i poważna przeszkoda dla bardzo dużej liczby zwierząt, ograniczenie bardzo ważnego korytarza ekologicznego jakim jest rzeka i jej nadbrzeże. W rozmowach z mieszkańcami przewija się rozgoryczenie wynikające z ograniczeń związanych z barierą i zaniedbaniami służb. Nietrudno o informacje i zdjęcia dokumentujące umierające na drucie łosie czy sarny, mieszkańcy narzekają też na brak odpowiedzialności wojska za przestrzeń, objawiającą się chociażby w ogromnej ilości pozostawianych śmieci. W przypadku rzeki, jako dynamicznego ekosystemu ma to jeszcze większe znaczenie - zanieczyszczenie czy degradacja często łatwo znika z oczu, ale obejmuje swoim zasięgiem tereny położone znacznie dalej.









Wycinka nadbużańskich łęgów: czy granica państwa może się przesunąć?


Wisienką na kopcu negatywnego wpływu ‘polityki obronności’ wydaje się być grudniowa wycinka nadbużańskich łęgów w gminie Sławatycze, w sąsiedztwie Monasteru św. Onufrego w Jabłecznej. Pierwsze doniesienia o wycięciu starych wierzb, olch i jesionów można przeczytać w lokalnej prasie: https://www.dziennikwschodni.pl/biala-podlaska/wczesniej-drut-kolczasty-teraz-masowa-wycinka-drzew-nad-bugiem-przyrodnicza-masakra,n,1000317562.html. Szczególnie dewastujące jest wyrywanie całych karp korzeniowych, mocno naruszające strukturę gleby i skarpy nadrzecznej; zniszczone zostały także stanowiska chronionego porostu odnożycy jesionowej. Najświeższe doniesienia ze stycznia tego roku mówią o podobnej wycince w okolicy Sobiboru pod Włodawą, która póki co została zgłoszona przez Wójta Włodawy na policję z podejrzeniem wykroczenia.


Plotki rozchodzące się wśród mieszkańców i informacje udzielane przez służby i urzędników wskazują na to, że planowana jest wycinka na obszarze całego obszaru nadbużańskiego pasa przygranicznego i że jest to efekt prawa nakładającego obowiązek ‘utrzymywania widoczności w pasie granicznym’. Oznaczałoby to ogromną dewastację całego nadbużańskiego ekosystemu, chronionego kilkoma formami ochrony, zarówno Natury 2000 (Dolina Środkowego Bugu i Poleska Dolina Bugu), jak i Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery UNESCO „Polesie Zachodnie”. 









Podczas wizji terenowej usłyszałyśmy też brzmiące z pozoru surrealistycznie obawy mieszkańców, którym nie podoba się wycinka, o zmianę granicy państwowej i potencjalne wcielenie ich wsi do Białorusi, wynikające ze zmiany koryta Bugu. Granica państwa przebiega wraz z głównym nurtem Bugu, więc jeśli nurt się zmienia, zmienia się też granica. Rzeka nie jest tak stabilnym podmiotem jakby chciałaby tego państwowa polityka, a takie sytuacje miały już miejsce w historii wielokrotnie. Miejscowi opowiadają np. o łąkach na tzw. Przerwańcu, które za ich życia zostały ‘odzyskane’ z białoruskiego terytorium, po tym jak nurt rzeki ‘przerwał’ meander. Czasem zmiany w przebiegu rzeki były bardziej znaczące i bezpośrednio odczuwalne przez mieszkańców. Jedna z ważniejszych zmian w przebiegu koryta Bugu miała miejsce w 1821 roku. „Rzeka Bug (...) w czasie wylewu wód zmieniła swoje koryto. Nurt utworzył nowe koryto w miejscu rowem natenczas Zwanego. Stare koryto zamulone do tego stopnia, że w następnym roku wyschło całkowicie. Rzeka przesunęła się więcej jak na milę wzdłuż i na wiorstę wszerz. Zacząwszy od wsi Kuzawka aż do Monasteru Jabłczeńskiego. (...) Przesunęła się w związku z tym granica państwowa między Królestwem Polskim a Cesarstwem Rosyjskim. Kolonia Neudorf obecnie Mościce i wieś Nowosiółki zostały przestawione w przeciągu paru tygodni ze wschodniego na zachodni brzeg Bugu”. Prawdopodobnie była to jedna z największych udokumentowanych zmian biegu rzeki.


W mniej drastycznym wypadku, wycinka tak mocno ingerująca w nadrzeczną skarpę i obejmująca tak duży obszar wzbudza obawy o znaczącą zmianę brzegu rzeki, która spowoduje zmiany w przepływie, ukształtowaniu skarpy i rytmie wylewów. Po raz kolejny nieprzemyślane działania władz podejmujących decyzje z dystansu mogą mieć katastrofalne skutki dla lokalnego świata, a mieszkańcy czują się ignorowani i bezsilni.










Badania torfu

Jak przystało na Mucharyniec i otaczającą go aurę tajemniczości, ustalenie jego środowiskowej historii wcale nie jest takie łatwe, jak byśmy chcieli. Wiemy, że obecnie siedlisko jest dość zdegradowane i z roku na rok staje się coraz suchsze. Bagno ma bardzo specyficzną fizjonomię, która na początku sugerowała nam powstawanie jako kopuła źródliskowa, co jest obecnie dość rzadko spotykanym rodzajem funkcjonujących torfowisk. Jednak kolejne wiercenia i analizy, przeprowadzone przez zaprzyjaźniony zespół z Lubelskiego Uniwersytetu Mokradłowego wydają się temu przeczyć. Żeby powiedzieć coś więcej potrzebujemy dalszych badań - dogłębniejszych analiz próbek torfu i datowania bezwzględnego, które pomoże ustalić wiek pokładów.


















W rytmie Bugu – Raport z badań etnograficznych terenów nadbużańskich i okolic torfowiska Mucharyniec (gminy Sławatycze, Tuczna i Hanna)
 

〜  〜  〜



autorka tekstów dotyczących Mucharyńca: Magdalena Siemaszko
redakcja: Piotr Jończyk
materiały audiowizualne: Olga Roszkowska